jeudi 28 janvier 2010

Szare Dni w galerii Le Cerisier


Agnieszka Motyka


Alicja Pietras


Jacek Solkiewicz


Jacek Solkiewicz


Kasia Skura


Malwina de Brade

Marta Sklodowska


Piotr Rosiński


Melania Avanzato

« Szare Dni » to grupa kilku polskich fotografików (głównie pań), która wybrała czarno-białą fotografię jako swój środek ekspresji. Decyzję o stworzeniu grupy podjęli dwa lata temu. Ponad roku temu dołączyła do nich Melania, trzydziestoletnia Włoszka zamieszkała we Francji. Wszyscy upodobali sobie posługiwanie się różnymi tonami szarości, o której twerdzą, iż « tkwi w niej piękno, tajemnica i magia codziennego dnia ». Szybki rzut oka na poszczególne zdjęcia wystarczy, aby stwierdzić, iż każda z osób należących do grupy interpretuje to zdanie zupełnie inaczej. Szarości są badziej rozmazane lub bardziej skontrastowane, kadry zupełnie odmienne, słowem powoływanie się na wspólne zamiłowanie do szarości to dużo i mało zarazem.


Dużo, gdyż funkcjonują jako grupa wystawiennicza, mało … gdyż artystycznie, technicznie, tematycznie, formalnie zarysowują się zdecydowane różnice osobowości. Sporo wystawiają w Polsce. Ostatnio odbyła się ich pierwsza wystawa w Paryżu, w niedawno powstałej galerii przy quai Celestins ciągnącym się wzdłuż wybrzeży Sekwany. Wernisaż wystawy odbył się w sobotę 16 stycznia, a wystawa otwarta była do środy 27 stycznia. Nie pozostaje nic innego jak powiedzieć « à la prochaine » i życzyć grupie innych sukcesów. EIN.

mardi 26 janvier 2010

Interpretacja marzeń według Jorga Moldera



Wszystkie fotografie pochodzą z cyklu "Interpretacja marzeń".
Copyright : Jorge Molder

W Centrum Calousta Gulbenkiana w Paryżu otwarta jest wystawa fotografii Jorge Moldera. Jest to pokaz pod każdym względem nietypowy. Po dokładnym obejrzeniu ekpozycji ma się ochotę powiedzieć, że portugalski fotograf jest duchowym spadkobiercą marzeń  surrealizmu. Jego zdjęcia zdają się być transpozycją nie tylko świata który go otacza, ale głównie odbiciem świata wyobraźni, w którym najprawdopodobniej żyje artysta.


Dzieje się tak zapewne nie bez powodu. Urodzony w 1947 r. w Lizbonie Jorge Molder studiował filozofię na tamtejszym uniwersytecie. I nawet jeżeli jak sam twierdzi « nigdy po skończeniu studiów filozofią się nie zajmował » - to jego czarno-białe fotografie noszą głębokie piętno filozoficznego postrzegania świata. Tak jakby każde spojrzenie skierowane ku rzeczywistości « rozbierało » ją na części składowe. Obserwacja świata w dziele Moldera jest niemalże jednoznaczna z analizą poszczególnym warstw świadomości i podświadomości ludzkiej. Każdy element obrazu zdaje się odgrywać precyzyjną funkcję zarówno w kompozycji czysto plastycznej, jak i w przekazywaniu refleksji natury estetycznej.

Fotografie Moldera są starannie opracowane w laboratorium, efekty pracy nad negatywem nakładają się na siebie dając specyficzny rezultat przywodzący na myśl pojedyńcze klatki z filmów Hitchcocka z początku lat 50., w których enigmatycznym sytuacjom towarzyszyło narastające napięcie. W rzeczy samej jedna z trzech serii zaprezentowanych na obecnej wystawie nosi tytuł « Nie jesteście zobowiązani opowiadać cokolwiek ». Cykl ten złożony z 32 fotografii jest zainspirowany 31 arcydziełami filmowymi, a ściślej : pojedyńczymi kadrami pochodzącymi z tych filmów. Starannie wybrane « sceny » opracowane przez Moldera są zarazem swoistą syntezą treści wybranych obrazów filmowych. Na długiej liście reżyserów, których twórczość zaintrygowała i zainspirowała portugalskiego twórcę są zarówno David Lynch jak i Alfred Hitchcock (scena z « Ptaków », w której bohaterka po raz pierwszy zostaje zraniona ptasim dziobem).

Dwie pozostałe serie fotografii zaprezentowanych na wystawie to : « Mały świat » oraz « Interpretacja marzeń ». Nietrudno jest się domyśleć, że ta ostatnia nawiązuje do tytułu kultowego dzieła Sigmunta Freuda opublikowanego w 1899 r. w Wiedniu. Jorge Molder zdaje się w niej « opowiadać » o marzeniach i frustracjach : cudzych i być może własnych, takich jak lęk przed nieznanym, pragnienie wygranej, uśmiech fortuny czy uczucie pokonania.


Fotograf na podobieństwo własnych dzieł nie pozwala na zbyt szybkie i bliskie zbliżenie. Trzeba do niego docierać powoli i delikatnie, bez zbytniego pośpiechu – tak jak powoli i ostożnie należy się wgryzać » w sens jego fotografii. O dziwo jego dzieła - pomimo całego podtekstu natury estetyczno-filozoficznej – skutecznie bronią się przed nachalną literaturą i pozostają pracami wizualnymi nasączonymi treściami humanistycznymi. A sam ich autor pozostaje wrażliwym artystą i skutecznie broni się przed zbytnią intelektualizacją swojego dzieła. EIN.

Interpretacja marzeń
Fotografie Jorga Moldera
27 stycznia – 9 kwietnia 2010
Centrum Calouste Gulbenkian
51, avenue d’Iena
75116 Paris
http://www.gulbenkian-paris.org/

jeudi 21 janvier 2010

Moje pierwsze spotkanie z Christianem Boltanskim.

Christian Boltanski w MAC/VAL w Vitry pod Paryżem.
14 stycznia 2010
Foto : Ewa Izabela Nowak
Moje pierwsze spotkanie z Christainem Boltanskim odbyło się w barze hotelu Lutecia w Paryżu. Było to w lipcu 2001 roku. Więdząc, że będzie miał we wrześniu wystawę indywidualną w CSW w Warszawie napisałam do niego list z prośbą o spotkanie. Parę dni później (pamiętam, że był to poniedziałek dokładnie 10 rano) zadzwonił do mnie. Po raz pierwszy w życiu usłyszałam wtedy głos Christiana Boltanski’ego. Chciał dowiedzieć się jak wygląda pismo, w którym zamierzam opublikować wywiad i czy ewentualnie mogłabym mu przesłać jeden egzemplarz. Najwyraźniej uznał ARTeon za w miarę przyzwoite medium, gdyż po kilku krótkich rozmowach telefonicznych zgodził się na spotkanie. Rozmowa ukazała się we wrześniowym numerze ARTeonu, na parę dni przed otwarciem jego wystawy w Warszawie.
Od tamtej pory mijałam Boltanski’ego wielokrotnie na wernisażach : w Beaubougu, w ENSBA w Paryżu (jest profesorem i systematycznie przychodził na większość wernisaży). Do dzisiaj pamiętam jakim odkryciem była dla mnie jego wystawa w 1989 roku w Musée d’Art Moderne de la ville de Paris. Od tamtej pory minęło ponad dwadzieścia lat…
Poniżej rozmowa w wersji jaka została opublikowana w 2001 roku.

Ewa Izabela Nowak : Deklaruje pan, że jest artystą malarzem. Jaki jest pański stosunek do malarstwa ?

Christian Boltanski : Sądzę, że sztuka się nie zmienia. Choć nie posługuję się materią malarską jako środkiem przekazu, moja dzisiejsza aktywność jest bliska działalności artystów w wieku XVIII, a nawet XVII. Chodzi o stawianie sobie pytań i przekazywanie emocji za pośrednictwem obrazu. Rozróżniam dwa rodzaje sztuki : taką, która pozostaje w relacji z przestrzenią oraz taką, która pozostaje w relacji z czasem. Muzyka, literatura i teatr są rodzajami sztuki pozostającymi w relacji z czasem podczas gdy malarstwo i rzeźba są sztuką przestrzeni.

Ewa Izabela Nowak : Pańskie pierwsze dzieła, szczególnie filmy krótkometrażowe, mają bardzo gwałtowny charakter. Jakie są źródła tej brutalności ?

Christian Boiltanski : Są to filmy nastolatka. Byłem bardzo młody, kiedy je robiłem - są trochę jak koszmarne sny. Myślę, że jestem artystą ekspresjonistycznym i że moja sztuka nawet dzisiaj jest bardzo ekspresyjna.

Ewa Izabela Nowak : Czy uważa się pan za artystę konceptualnego ?

Chistian Boltanski : Wszyscy artyści są konceptualni i żaden artysta nie jest konceptualny. Nicolas Poussin był artystą dużo bardziej konceptualnym niż ja. Sztuka sama w sobie jest konceptualna. Nie czuję się szczególnie konceptualistą.

Ewa Izabela Nowak : Na początku kariery artystycznej zajmował się pan wysyłaniem za pośrednictwem poczty identycznych "przesyłek" i listów.

Christian Boltanski : Pragnąłem i pragnę nawet dzisiaj pracować w miejscach nieartystycznych. Łatwiej można pobudzać emocje, kiedy się nie oczekuje spotkania ze sztuką, kiedy jest się nastawionym na zabawę. Wchodząc do muzeum, jest się przygotowanym na spotkanie ze sztuką. Poczta wydawała mi się lepszym sposobem dotarcia do osób i wywołania u nich zaskoczenia. Kiedy wysyłałem klucz z adresem, odbiorca był zmuszony pójść do dozorcy, wejść na pierwsze piętro, otworzyć drzwi i zajrzeć do środka, by sprawdzić, co się za tymi drzwiami znajduje. W całości dawało to emocje, niepokój, ważniejsze od samej pracy, którą można było zobaczyć. Byłem młodym artystą i był to sposób na dotarcie do osób, do których miałem ochotę dotrzeć, którym chciałem coś zakomunikować. Mogłem pokazać moją pracę bez pośrednictwa galerii.

Ewa Izabela Nowak : W roku 1972 wziął pan po raz pierwszy udział w Documenta Kassel.

Christian Boltanski : Zostałem zaproszony przez Haralda Szeemanna. Był autorem koncepji "mitologii indywidualnej". Chciał pokazać obok siebie artystów "szalonych" i "mniej szalonych". Idea Szeemanna, że każdy artysta ma własną mitologię, była mi bliska.

Ewa Izabela Nowak : Był pan zaproszony wraz z Jean Le Gac.

Christian Boltanski : Obydwaj uczestniczyliśmy w Documenta Kassel, ale oddzielnie. Każdy z nas pokazał własną pracę. Współpracowaliśmy wcześniej.

Ewa Izabela Nowak : Pańska praca opiera się głównie na fenomenie pamięci indywidualnej i kolektywnej. Jak Pan sytuuje się w stosunku do tradycji ?

Christian Boltanski : Jeżeli trzymając w ręku przedmiot, mogę go nazwać, to dlatego, że jego nazwa jest zarejestrowana w mojej pamięci. Oznacza to, że posługuję się swoją wiedzą. Każde dzieło sztuki nawiązuje do pewnego typu pamięci. Pamięć historyczną można odnaleźć w książkach. Osobiście interesowałem się głównie "małą" pamięcią. Pamięć praktyczna mówi nam, gdzie w Paryżu można kupić określony przysmak lub butelkę dobrego wina. "Mała" pamięć jest czymś bardzo ulotnym, wie się bardzo wiele rzeczy, wiedza ta po naszej śmierci zniknie zupełnie. Ta wiedza jest krucha i ułomna. "Duża" pamięć, pamięć historyczna jest czymś totalnie odmiennym. My wszyscy jako istnienia ludzkie stanowimy masę obdarzoną "małą" pamięcią, posiadamy "małą" wiedzę, która zniknie nieuchronnie wraz z nami.

Ewa Izabela Nowak : W pańskich pracach przeplatają się elementy prawdy i fałszu. Czy jest to poszukiwanie definicji prawdy w życiu i w sztuce ?

Christian Boltanski : Sztuka, która pokazuje prawdę, nie jest koniecznie prawdą. To tak jak w teatrze - widzi się na scenie kogoś, kto krzyczy, i pomimo świadomości, że kurtyna w końcu opadnie i że znajdujemy się w sali, coś przeżywamy. Sztuka jest zawsze bliska konceptowi fałszu, który staje się prawdą. Kiedy dokonuje się transformacji fałszu, może on na koniec przekazywać prawdę.

Ewa Izabela Nowak : Czasami pańskie dzieło jest postrzegane jako porusząjace i wprowadząjace niepokój ?

Christian Boltanski : Właśnie tego pragnę. Moim zamierzeniem jest wzbudzać w ludziach emocje za pośrednictwem tego, co im pokazuję. Sztuka temu służy. Poruszam poważne tematy. Kiedy pobudzają do dyskusji, jestem zadowolony. Nie zdarza się to często, ale nie jestem temu przeciwny.

Ewa Izabela Nowak : Czy oznacza to, że dzieło bywa różnorodnie interpretowane ?

Christian Boltanski : Jako artysta mogę powiedzieć, że pomimo pewnych założeń, akceptuję różnorodne interpretacje dzieła. Przykładem jest moja praca z ubraniami na podłodze - w Europie i w Stanach Zjednoczonych publiczność doszukuje się iluzji do Shoah.

Ewa Izabela Nowak : Wydaje mi się to oczywiste…

Christian Boltanski : Niekoniecznie. Kiedy pokazywałem "Jezioro martwych" w Japonii, Japończycy dostrzegli w nim aluzję do tradycji zen, która określa pasaż pomiędzy umarłym a jego umysłem. Kiedy pokazuję to w Europie, dzieci chętnie bawią się z leżącymi ubraniami, liczą kolory. Nie ma jednej interpretacji. Zawsze staram się przygotować ubrania, które jeszcze niedawno były używane. Tak, aby można było odnaleźć podkoszulkę z napisem Superman lub coś w tym rodzaju. Ta praca nawiązuje również do dnia dzisiejszego.

Ewa Izabela Nowak : Kiedy po raz pierwszy byłam w Paryżu w roku 1989 i widziałam pańską wystawę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, byłam nią poruszona - odczytywało się silną sugestię związaną z Holocaustem. Pokazywał pan wówczas pracę pt. "Muzeum Dzieci".

Christian Boltanski : Była w niej idea drogi, którą należało pokonać. Schodziło się w dół schodami i w miejscu, w którym normalnie nikt nigdy nie wystawiał, odkrywało się moją pracę. Wywoływało to efekt zaskoczenia. Przywiązuję dużą wagę do przestrzeni i scenografii wystawy. Kiedy przygotowuję dużą wystawę, staram się aby wystawić jedną dużą pracę, która zaaranżuje przestrzeń.

Ewa Izabela Nowak : Latem 1990 r. zaproszono pana do udziału w wystawie "Die Endlichkeit der Freiheit", zorganizowanej z okazji zjednoczenia się dwóch państw niemieckich. Przygotował Pan pracę zatytułowaną "Brakujący dom". Jaka była koncepcja tego dzieła ?

Christian Boltanski : Tematem wystawy było miasto. Kilka miesięcy wcześniej został zburzony berliński mur. Szukając motywu, który mógłby mnie zainspirować, trafiłem na dom, który miał zachowaną partię A oraz partię C, a brakowało partii centralnej B, zburzonej przez bombę w czasie wojny. Zainteresowało mnie to. To właściwie stary temat, nawiązujący do praw boskich : dlaczego jedni przeżyli, a inni zginęli ? Dlaczego część A się zachowała, a część B została zburzona ? Rozpocząłem przy pomocy niemieckich studentów poszukiwania informacji na temat byłych mieszkańców części centralnej. Zamieszkiwana ona była najpierw przez ludność żydowska, która została deportowana, a na jej miejsce przysłano Niemców. Postanowiłem stworzyć rodzaj pomnika oddającego hołd obu nacjom, który byłby zarazem rodzajem małego archiwum. Na ścianach fasad budynku A i C umieściłem małe tabliczki zawierające nazwiska żydowskie i nieżydowskie oraz dane tych osób, które mieszkały w części B. Tabliczki zostały na ścianach domu, zgodnie z wolą mieszkańców, a odtworzone archiwa trafiły do małego muzeum berlińskiego. Sądziłem, że te dwie rzeczy pozwolą historykom oglądającym ten dom lepiej zrozumieć historyczny kontekst.

Ewa Izabela Nowak : Czy ktoś z Pańskiej rodziny zginął w czasie wojny ?

Christian Boltanski : Nie zginął nikt spośród moich bliskich przebywających we Francji. Rodzina mojego ojca pochodzi z Odessy - z pewnością wśród dalekich krewnych były liczne ofiary.

Ewa Izabela Nowak : W roku 1993 na Festiwal Nowe Sceny w Dijon został przygotowany spektakl "Dobra przyjemność Christiana Boltanskiego". Czy uczestniczył pan w realizacji tego spektaklu ?

Christian Boltanski : Spektakl bazował na tekście długiego wywiadu, którego udzieliłem dla radia. Nie brałem udziału w przygotowaniach. Natomiast dużo pracowałem dla teatru później. Robiłem scenografię do opery Schuberta w Opéra Comique oraz dla teatru w Nowym Jorku. Dwa lata temu współpracowałem z Kabakowem i Kalmannem w Berlinie. Była to sztuka do muzyki Wagnera. W tej chwili pracuję nad kilkoma projektami związanymi z teatrem.

Ewa Izabela Nowak : Podobał się panu spektakl w Dijon?

Christian Boltanski : Nie widziałem go. Byłoby dla mnie trochę krępujące słuchanie własnych słów.

Ewa Izabela Nowak : Jako jeden z artystów pańskiej generacji, bardzo szybko stał się pan znany. Co to w praktyce oznaczało ? Czy nie zakłócało to pańskiego życia ?

Christian Boltanski : Nie. Przede wszystkim sytuacja w latach 70. zupełnie różniła się od obecnej. Nawet jeżeli już wystawiałem w licznych muzeach, galeriach, brałem udział w Documenta Kassel, nie łączyło się to z pieniędzmi. Nie było presji rynkowej. Świat sztuki był dużo mniejszy niż teraz. Przypominam sobie wernisaż w znajomej galerii, na którym było siedem osób. Świat, w którym funkcjonowałem, był mały i odrzucany, bycie znanym nic nie oznaczało. Byłem młodym malarzem, który robił coś interesującego, ale nie znaczyłem nic więcej. Pojęcie bycia znanym nie istniało, a przynajmniej nie w takiej formie jak teraz.

Ewa Izabela Nowak : Czy pańskie doświadczenie jako profesora w paryskiej szkole plastycznej jest źródłem dodatkowej inspiracji ?

Christian Boltanski : Nie, do mojej twórczości nie wnosi to nic szczególnego. Jestem człowiekiem bardzo aktywnym. Pracę w szkole traktuję jako rodzaj wakacji. Twórczość jest czymś bardzo rzadkim - tworzę maksymalnie trzy, cztery nowe dzieła rocznie. Jest to bardzo męczące, a więc w międzyczasie trzeba się rozprężyć, oderwać uwagę. Więc zajmuję się teatrem, nauczaniem. Ale jest to dla mnie głównie rodzaj oderwania się od mojej pracy. Jestem złym profesorem, mam mało studentów.

Ewa Izabela Nowak : Czy stara się pan narzucać swój punkt widzenia swoim studentom ?

Christian Boltanski : Absolutnie nie. Bardzo mało mówię o sztuce w sposób bezpośredni. Pozostawiam moim studentom zupełną wolność. Wydaje mi się, że w sztuce nie można niczego nauczyć.

Ewa Izabela Nowak : Czy szkolnictwo artystyczne wydaje się panu potrzebne ?

Christian Boltanski : Sam nie mam skończonych studiów. Nie wydaje mi się to konieczne. Ważne jest pozostanie maksymalnie długo na marginesie życia. Szkoła jest miejscem ochrony przed problemami egzystencji. Bycie w szkole to dobry okres dla poznania samego siebie. Nie studiuje się w akademii sztuk pięknych, aby stać się artystą. Bycie nim jest czymś szczególnym, czymś, czego nie można zaprogramować. Jestem profesorem przez prawie całe moje życie, a spotkałem w szkole trzech lub czterech artystów. Bycie artystą jest zjawiskiem rzadkim.

Ewa Izabela Nowak : W roku 1978 miał pan indywidualną wystawę w Galerii Foksal w Warszawie.

Christian Boltanski : Mam nadal silne uczucia dla Tadeusza Kantora. Nie ukrywam, że jest to artysta, który miał największy na mnie wpływ. Wiąże się to głównie z jego dziełem teatralnym. Zostałem zaproszony przez Wiesława Borowskiego, który kierował w tym czasie galerią i był przyjacielem Kantora. Kiedy w roku 1984 miałem wystawę w Centrum Pompidou, umieściłem w katalogu tekst Kantora, kiedy po raz pierwszy przygotowywałem sztukę w Opéra Comique, chciałem koniecznie, żeby wzięli w niej udział bracia bliźniacy ze sztuk Kantora. Byłby to rodzaj hołdu dla niego.

Ewa Izabela Nowak : W jaki sposób pan go poznał ?

Christian Boltanski : Powiedziano mi, że powinienem koniecznie obejrzeć spektakl "Umarła Klasa". Później poznałem go osobiście. Wśród osób, które mnie zainspirowały, najważniejszy był niewątpliwie Tadeusz Kantor.

27 lipca 2001, Paryż.

jeudi 14 janvier 2010

Christian Boltanski w Grand Palais

Frédéric Mitterand (obecny Minister Kultury we Francji) na wernisażu wystawy "Personnes" Christiana Boltanski'ego w Grand Palais.
12 stycznia 2010
Foto : Ewa Izabela Nowak

Christian Boltanski w otoczeniu dziennikarzy na wernisażu
wystawy "Personnes" w Grand Palais.
12 stycznia 2010
Foto : Ewa Izabela Nowak
Mur z metalowych pudełek przy wejściu na wystawę
"Personnes" Christiana B. w Grand Palais.
Foto : Ewa Izabela Nowak
Sterta ubran. Jeden z « głównych » elementów wystawy.
Foto : Ewa Izabela Nowak
Maszyna « zgarniająca » co parę minut ubrania – po to tylko –
żeby je parę sekund później rozrzucić.
Foto : Ewa Izabela Nowak
Ubrania spadające na stertę, z której parę sekunc wcześniej zostały « zagarnięte ».
Foto : Ewa Izabela Nowak

Widok na stertę ubrań oraz pozostałą część wielkiej « nef » w Grand Palais.
Foto : Ewa Izabela Nowak

Widok na instalację Christiana Boltanski'ego w Grand Palais.
Foto : Ewa Izabela Nowak

Fragment "jednej pryczy".
Foto : Ewa Izabela Nowak

Widok na ubrania rozłożone na 14 500 m² podłogi wielkiej "nef"
w Grand Palais.
Foto : Ewa Izabela Nowak
Widok na instalację. Wejście do Grand Palais od strony Sekwany.
Foto : Ewa Izabela Nowak
Autoryzacja na wykonanie zdjęć : Ministère de la Culture et de la Communication.

mercredi 13 janvier 2010

Miguel Barcelo w Tuluzie

Portret artysty.
Foto : Joan Patou

Miguel Marcelo, El pinto damunt el cuadro, 1983.
Kolekcja : Centrum Sztuki Abattoirs w Tuluzie.

Miguel Barcelo, Prześladowanie na peryferiach miasta, 1981.
Miguel Barcelo, bez tytułu, 1992.
Urodzony w styczniu 1957 r. na Majorce hiszpański artysta Miguel Barcelo reprezentował Hiszpanię na ostatnim Biennale w Wenecji. Tak się składa, że narodowy pawilon tego kraju jest dla 80 % zwiedzających biennale pierwszym, do którego wchodzą zaraz po wejściu do ogrodów Giardini. Ma to pozytywne i negatywne znaczenie dla artysty. Pozytywne, gdyż niejako « z biegu » odkrywano jego wielkoformatowe płótna. Negatywne, gdyż pierwsze nawet najbardziej pozytywne wrażenia ulatniają się wraz z ilością kolejnych wrażeń i oglądanych bodźców.

Barcelo jak każdy wielki artysta nie zatrzymuje się na jednej prezentacji, czy jednym sukcesie. Dokładnie w tym czasie kiedy weneckie biennale dobiegało końca została otwarta jego kolejna indywidualna prezentacja. Tym razem na południu Francji, w wyjątkowym centrum sztuki jakim jest budynek dawnej rzeźni (stąd nazwa : « abattoirs »), czyli Les Abattoirs w Tuluzie. Jest to przestrzeń pod każdym względem wyjątkowa, wymarzona do prezentacji instalacji, dużych płócień czy rzeźby o charakterze minimalistycznym, bądź post-minimalistycznym.

Wystawa zaprezentowana w Tuluzie jest nietypowa. Pokazuje ona wczesne płótna artysty, które namalował między szesnastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Niezmienie rzadko takie pokazy dochodzą do skutku, prawie nigdy nie mamy « prawa » do obejrzenia twórczości z czasów « przedszkolnych » znanych artystów. Skądinąd wystawa nosi tytuł « Barcelo przed Barcelo »…

Malarz dzięki matce malarce wyrósł w atmosferze kultu dla sztuki od najmłodszych lat. Efekt jest widoczny. Niemniej w związku z samą wystawą nasuwa się inne pytanie : co wydarzyło się w dwudziestym piątym roku życia tego artysty ? Dlaczego organizatorzy wystawy uznali rok 1982 za datę « graniczną » w jego twórczości ? Odpowiedź jest prosta : w 1982 roku malarstwo Barcelo zostało zauważone przez Rudi Fuchsa. W konsekwencji został on zaproszony do wzięcia udziału w Documenta 7 Kassel w roku następnym. Młody Barcelo był jednym artystą hiszpańskim zaproszonym do wzięcia udziału w tej ważnej wystawie międzynarodowej i oznaczało to dla niego początek kariery międzynarodowej.
EIN.

Barcelo avant Barcelo.
20 listopada 2009 – 28 lutego 2010
Les Abattoirs
76, allées Charles-de-Fitte
31300 Toulouse
Telefon : 33 (0) 5.62.48.58.00.
www.lesabattoirs.org

mardi 12 janvier 2010

Stulecie wielkiej powodzi w Paryżu…

Avenue Montaigne
Courtesy : Editions du Mécène

Boulevard Haussmann
Courtesy : Editions du Mécène

Boulevard Haussmann, Chaussée d’Antin
Courtesy : Editions du Mécène

Quais des Grands Augustins
Courtesy : Editions du Mécène

Tour Eiffel, Champs de Mars
Courtesy : Editions du Mécène

Od kilku lat naukowcy alarmują : Paryżowi grozi nowa powódź i nie do końca można przewidzieć kiedy to nastąpi. Wśród instytucji publicznych najbardziej zagrożony ewentualnymi efektami powodzi jest Luwr – stąd też już parę lat temu podjęto decyzję o przeniesieniu zawartości magazynów podziemnych w bezpieczne, zdecydowanie wyżej położone miejsce. Koszty « nowej » powodzi (gdyby do niej doszło) obliczane są na 10 miliardów euro…

Grégoire de Tours, biskup Tours w VI wieku n.e., a zarazem historyk kościoła i Francji jako pierwszy wspomina w swoich pismach o powodzi w Paryżu w lutym 583 roku. Historia tego miasta odnotowała liczne błahe lub poważne wystąpienia Sekwany ze swoich brzegów w każdym niemalże stuleciu. Ostatnią katastrofę tego typu odnotowano w 1910 roku, czyli dokładnie sto lat temu. Tak składa się, że była to zarazem pierwsza, która mogła być zdokumentowana dzięki fotografii. Młode podówczas pismo : Journal des Débats od 17 stycznia rozesłało swoich fotografów i reporterów po mieście. W rezultacie powstały dokumenty fotograficzne wyjątkowej rangi historycznej. Zaledwie miesiąc później, czyli w lutym 1910 r. album « Paris inondé » został opublikowany.

Patrice de Moncan, historyk Paryża i dyrektor wydawnictwa du Mécène, posiadający prawa legalne do tych fotografii postanowił w stulecie powodzi zorganizować wystawę prezentującą te fascynujące dokumenty. Pierwsze piętro Louvre des Antiquaires na prawie dwa miesiące zamieniło się w salę wystawową prezentującą różne mniej lub bardziej zabawne fotografie : « rozkraczoną w wodzie » wieżę Eiffel’a, plac przed Palais de Bourbons po którym płynie barka i inne równie trudno wyobrażalne na codzień migawki z Paryża. EIN.

C’était il y a 100 ans … La grande crue de 1910.
Paris inondé vu par le Journal des Débats.
13 stycznia – 7 marca 2010
Louvre des Antiquaires
2, Place du Palais Royal
75001 Paris
Tel. 33 (0) 1.42.97.27.27.
http://www.louvre-antiquaires.com

lundi 11 janvier 2010

"Beztroskie lata" Brigitte Bardot.

Brigitte Bardot w różowym ręczniku.
Foto : Sam Lévin
© Ministère de la Culture – Médiathèque du Patrimoine/Sam Lévin/dist. RMN
« Bardot nie ma nic wspólnego z cywilizacją chrześcijańską oraz jej zakazami, zarazem nie ma nic wspólnego z destrukcją bądź nienawiścią do tych zakazów » mówiła o B.B. Françoise Sagan. Z kolei Henri-Jean Servat, komisarz wystawy zadedykowanej « najlepszemu produktowi ekportowemu » Francji przez prawie 20 lat twierdzi, że Brigitte Bardot skutecznie rozluźniła obyczaje « oziębłej Francji zamkniętej w gorsetach i wygodach ». Można by w nieskończoność przytaczać opinie na temat B.B. : z jednej strony wyrażające zachwyt dla nieskazitelnej sylwetki, gibkich ruchów i perfekcyjnej urody, z drugiej strony charakteryzujące jej niezależny sposób bycia i myślenia.

Brigitte Bardot z opaską.
Foto : Sam Lévin
© Ministère de la Culture – Médiathèque du Patrimoine/Sam Lévin/dist. RMN
Film I Bóg stworzył kobietę Rogera Vadima (1956 r.) był zarazem objawieniem i podjęciem wyzwania. B.B. w błyskawicznym tempie « przebyła » drogę dzielącą kobietę-dziecko od kobiety wolnej, symbolu rewolucji feministycznej oraz wyzwolenia seksualnego kobiet. Ma na swoim koncie 48 filmów. Zakończyła karierę w wieku 39 lat twierdząc, że jedynym jej marzeniem było zdobycie majątku w celu zakupienia dużej fermy, w której mogłaby zaopiekować się chorymi i porzuconymi zwierzętami. Po podjęciu tej decyzji nie uległa nawet propozycji zagrania w filmie z Marlonem Brando za skromną sumę miliona dolarów.

Brigitte Bardot w czarnych rajstopach.
Foto : Sam Lévin
© Ministère de la Culture – Médiathèque du Patrimoine/Sam Lévin/dist. RMN

Wystawa przypomina labirynt. Każdy może znaleźć swój indywidualny sposób zwiedzania. Poszczególne sale pokazują « różne » i wzajemnie uzupełniające się oblicza Brigitte Bardot : dziecka burżuazyjnej rodziny uczęszczającego do szkoły baletowej, urodziwej nastolatki pozującej dla Elle, początkującej aktorki filmowej afiszującej z ekstrawagancją swoją kobiecość...

O ile w większości przypadków zostały na niej zaprezentowane fotografie, o tyle « każdy może znaleźć swoje szczęście » … na przykład w postaci podwiązek lub biustonosza należących onegdaj do jednej z najsłynniejszych aktorek francuskich XX wieku. Ostatnia partia wystawy poświęcona działalności charytatywnej na rzecz zwierząt – zapewne ku rozczarowaniu B.B. - ma najmniejsze powodzenie u publiczności. Trudno się temu dziwić … żyjemy w czasach kiedy na każdym kroku borykamy się z wszelkiego typu instytucjami starającymi się nam narzucić « prawa moralne », a coraz bardziej brakuje nam tej specyficznej lekkości i niezależności, której symbolem była przez lata ciągle piękna Brigitte Bardot.
EIN.

Brigitte Bardot. « Beztroskie » lata.
29 września 2009 – 31 stycznia 2010
Muzeum Lat Trzydziestych – Espace Landowski
Boulogne-Billancourt

« Beztroskie » lata Brigitte Bardot.